wtorek, 8 czerwca 2010

Ech góry





Wyruszyliśmy bladym switem w czwartek do Zakopca. O godzinie 13 już byliśmy na małym wypadzie w górach. Gdy zeszlismy na kwaterę na Cyrhlę, Marlena z rodzinką juz była na miejscu. Wieczorem pognałyśmy do teatru mimo, że w tym samym czasie była retransmisja trójkowego koncertu. Piątek minął w deszczu. Oglądaliśmy z dzieciakami filmy. Za to sobota przywitała nas słońcem. Pognaliśmy w dwóch grupach w góry.Było absolutnie pięknie, wezbrane strumienie, soczysta zieleń, przestrzeń, kolory takie, że zawrotu głowy można dostać. Wróciliśmy zrąbani jak konie po westernie bo 8 godzin łazikowania nawet po prostym szlaku jest wysiłkiem. W niedziele Marlena już zwinęła się z rodziną do domu, za to my... znowu w góry. Krzyś wziął jeden dzień wolnego i okazało się, ze słusznie. Pogoda dopisała. Patelnia była taka, że spaliłam sobie twarz , spuchło mi czoło i nos, i wyglądam jak bohaterowie AVATARA, z jedną różnicą, nie jestem niebieska.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.