Wczoraj po całym dniu biegania po miescie Marlena porwała mnie, wywiozła na plażę nad Wisłę i napoiła koktailem malinowym. Wieczorem wpadł Piotrek z Kłaja, a dziś od rana malowałyśmy. Ja pracowałam nad trzema obrazami, a Marlena pierwszy raz w życiu malowała olejami. A wszystko to, bo...ciagle komp szaleje. Działa, nie działa. Szlag może człowieka trafić. Wczoraj napisałam tekst do wystawy Singera, a dziś ten cudowny wynalazek techniki się zborsuczył, przestał widzieć jeden z dysków, po czym poszedł spać.
Do ukończenia cyklu Singerowskiego został mi JEDEN obraz. Chyba się cieszę, w końcu wezmę się za czytanie czegoś innego.
.
Do ukończenia cyklu Singerowskiego został mi JEDEN obraz. Chyba się cieszę, w końcu wezmę się za czytanie czegoś innego.
.
Fajne te "filce" ;-) Ach, a moje kamyczki czekają... nie mam na nie teraz czasu...
OdpowiedzUsuńdo filców jest jeszcze naszyjnik.
OdpowiedzUsuńTak, te włochate są najlepsze ;-) a kompy w naturze mają skrywaną wredotę, która się ujawnia w najgorszych dla nas momentach ... ;-)
OdpowiedzUsuń