czwartek, 8 lipca 2010

walka trwa

Wczoraj po całym dniu biegania po miescie Marlena porwała mnie, wywiozła na plażę nad Wisłę i napoiła koktailem malinowym. Wieczorem wpadł Piotrek z Kłaja, a dziś od rana malowałyśmy. Ja pracowałam nad trzema obrazami, a Marlena pierwszy raz w życiu malowała olejami. A wszystko to, bo...ciagle komp szaleje. Działa, nie działa. Szlag może człowieka trafić. Wczoraj napisałam tekst do wystawy Singera, a dziś ten cudowny wynalazek techniki się zborsuczył, przestał widzieć jeden z dysków, po czym poszedł spać.

Do ukończenia cyklu Singerowskiego został mi JEDEN obraz. Chyba się cieszę, w końcu wezmę się za czytanie czegoś innego.


.

3 komentarze:

  1. Fajne te "filce" ;-) Ach, a moje kamyczki czekają... nie mam na nie teraz czasu...

    OdpowiedzUsuń
  2. do filców jest jeszcze naszyjnik.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, te włochate są najlepsze ;-) a kompy w naturze mają skrywaną wredotę, która się ujawnia w najgorszych dla nas momentach ... ;-)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.