piątek, 20 sierpnia 2010

Już w domu



Wyjechalismy z Piotrem, Anią i ich synem Kacprem. Mieliśmy za zadanie pokazać im w 4 dni to co uważamy na Węgrzech za najlepsze. Chyba się udało...Oni wrócili do Polski a my pojechalismy dalej.
Tyle się działo, a jak zwykle zdjęcia są zaledwie muśnięciem tematu. Nie potrafię uczestniczyć i równocześnie rejestrować.
W pamięci zostanie posiłek pod zamkiem w Budapeszcie, kiedy pilismy wino, jedliśmy węgierską kiełbase, paprykę i patrzyliśmy na statki pływajace po Dunaju, bajkowy, cudowny Pecz i niesamowite cukiernie z absolutnie doskonałymi lodami, piekarnie z tradycyjnymi wypiekami, winnice i wino, wino, wino. Smaki które odkrywaliśmy po drodze prawie zacierają to, iż na południu znalezienie campingu porządnego graniczyło z cudem. Będziemy pamiętać rodaczki z Gdańska dzięki którym trafiliśmy na taki jeden tuż przy granicy z Chorwacją w Sellye, gdzie było bosko, domowo i konie łaziły za ogrodzeniem.
Amerykanie spotkani na basenie hotelowym , załapali się na pamiatkowe zdjęcie i dłuuuuugą konwersację oraz naleśniki Gundela.

I na pewno będziemy pamiętac burze, które wcześniej nas wygoniły do domu. I małą pociecha jest to, że w Polsce były nawałnice...

3 komentarze:

Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.