poniedziałek, 9 listopada 2009

d jak...deprecha


Za oknem ciemno, temperatura nijaka, a ja czuję niechęć do podjęcia jakiegokolwiek działania. Wyjście z łózka to wysiłek mentalny, a wyjście z domu to trud nadludzki.
W sobotę podjęłam wysiłek i pojechaliśmy z Krzysiem do winiarni "Magazyn Butelek"na Brackiej.
Namawiają mnie na zorganizowanie urodzin. I super, pomysł zacny, tylko, że słabo mi się robi na myśl o podjęciu działań logistycznych. Na dzień dzisiejszy mój organizm się wyłącza z takich poczynań i udaje się w kierunku łóżka.

Antek siedzi chory w domu, a je będę musiała iść po lekcje. Już mi się robi niedobrze. Rozgrzebany Singer stoi na sztaludze. Na podłodze zaczęte pudełeczka.
Niech już ta zima przyjdzie!!

4 komentarze:

Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.