czwartek, 26 listopada 2009

Wspominkowo




Zawsze gdy słyszę ten kawałek to włączają mi się wspomnienia.
Przypomina mi się robienie odbitek w łazience. Powiększalnik stał na pralce, na wannie leżała płyta pilśniowa bo gdzieś musiały stać kuwety i samoróbka lampa z czerwoną żarówką. Był to czas, że robiliśmy odbitki z moim kumplem Piotrkiem i jakimś cudem mieścilismy się w tej ciasnej łazience. I jeszcze, o zgrozo, palilismy w tym pomieszczeniu papierosy!! Jedno z nas świeciło, drugie wywoływało. Obok kibla stał radiomagnetofon Grundig i najczęściej sączyła się Laurie. Czasami nad ranem włączaliśmy radio. Nigdy nie zapomnę zapachu odbitek wynoszonych z łazienki bladym świtem. Zdjęcia były towarzyskie, imprezowe, pamiątkowe, różne...były cudowne.




9 komentarzy:

  1. Ominęła mnie przyjemność robienia odbitek
    a teraz...musi wystarczyć zapach wywoływacza,ale już magii w tym nie ma.
    Skaner, drukarka...to już nie to.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja nie robilam, ale pamietam mojego tate wywolujacego zdjecia w lazience, ja sie jeno przygladalam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj.. mi tez teskno do takich klimatow... tez w lazience, tez decha na wannie, powiekszalnik na pralce:))) ale bez papierosow. potem sie przenioslam do pokoju, koc na oknie deska zamiast szyby w drzwiach.i lampa made by tata... eh.... chcialabym miec wiecej czasu!!!
    sciskam magdaBraciszewska

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety ja wówczas paliłam. Piotr z tego co wiem pali dalej. Nie wiem jak to wytrzymywałam...hehe

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe, ze też wszyscy mamy takie same wspomnienia... Ja już zupełnie zdjęć nie robię. Pewnie z tego powodu, że na ciemnię nie mam czasu, a drukowanie to nie to... A pamiętam tę przyjemnie duszną ciasnotę łazienki. Albo spocone ręce w opatulonym kocami pokoiku.
    Kurcze, to była motywacja - w dniu, w którym urodziła mi się córka (pierworodna) zamiast się opić z kolegami robiłem na kolanach odbitki ze świeżo wywołanego filmu dokumentującego poród rodzinny, żeby je Żonce i Koleżeństwu na plfoto pokazać. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  6. wspolne doznania jednoczą ludzi. Szkoda, ze juz nie robisz fot...

    OdpowiedzUsuń
  7. Malwina, aleś mi te czasy przypomniała! Papier fotograficzny trzymaliśmy w pojemniku na brudną bieliznę (dokładnie w brudnej bieliźnie - po ciemku i tak nie było widać, co jest brudne, a co nie), płukanie naeksponowanych zdjęć w wannie... maskownica, kuwety, szczypce i powiększalnik mojego śp. ojca... koreks! Opanowaliśmy do perfekcji nawijanie kliszy po ciemaku. A na koniec - szuszenie na starej szusarce na błysk lub na mat o jakiejś morderczej godzinie porannej. A potem przez tydzień ręce waliły chemią i spaloną skórą. Uwielbiałem ten zapach :)

    A pamiętasz jazdy do Łodzi po HL-ki - tam było ich pełno, podczas gdy w Fotonie na Wolskiej były puste półki. Chemię kupowaliśmy na Świętokrzyskiej.

    Generalnie był fun! A teraz - cyfra, czysto, sucho i bezpiecznie :)

    Ech...

    Pozdrawiam

    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudownie było:) Ja swojego zenita tez kupiłam w Łodzi na Piotrkowskiej w sklepie...gospodarstwa domowego! Stały sobie aparaciki pomiędzy garnkami , a szklankami, podczas gdy w sklepie fotograficznym aparatów nie było. Ktoś chyba pomylił sklepy przy dostawach:-D

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.