Wczoraj wieczorem wpadła do nas Gusia i dziś rano ruszyliśmy na rowerach do Czerska. Śniadanie zjedliśmy o 9 w Powsinie i ruszyliśmy dalej. Za Konstancinem Gusia złapała gumę i trzeba było zmienić dętkę. Świeciło słońce, jechaliśmy przez sady pachnące jabłkami. W Czersku weszliśmy na zamek, zjedliśmy tonę batoników kupionych w sklepie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zrobiliśmy 82 km. Do domu dojechaliśmy zmęczeni jak konie po westernie. Ale to był dobry dzień. Houk.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piękna wycieczka... Szkoda, że mnie nie zabraliście :(
OdpowiedzUsuńNastępnym razem dam znak. W tym roku już dzień coraz krótszy, więc już pewnie na tak długi wypad się nie wybierzemy. Ale bedziemy kombinować, zeby gdzieś się wybrać.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę... Ja nie umiem jeździć na rowerze:( I do tego mam wielki lęk przed tym ze względu na uraz z dzieciństwa. A jak tak patrzę na innych, jak sobie jeżdżą, to nieraz bierze mnie jakaś dziwna ochota-tęsknota...
OdpowiedzUsuńBo to ekstra sprawa jest, Może warto powalczyć z urazem?
OdpowiedzUsuń