Często jeżdżę w trasy jednakże w środę odbyłam najbardziej stresującą podróż mego dotychczasowego życia prowadząc samochód i wioząc mego męża oraz Antka na Dolny Śląsk. Zazwyczaj jak jeździmy we dwójkę to Mój Ślubny prowadzi, ponieważ gdy ja to robię ciągle mi daje nieustająco dobre rady. ( które jak większość dobrych rad, szybko człowieka doprowadzają do nerwowego dygotu) Tym razem ja siedziałam za kółkiem bo On ciągle ma unieruchomioną prawą rękę. Mogę się pocieszyć tym, że ciągłe pouczanie "baby za kierownicą" jest domeną większości facetów. Ale zawiozłam ich i przywiozłam. Przy okazji spędziłam trzy dni na kompletnym lenistwie wcinając ciasta i leżąc na kanapie. No i napadliśmy na Antykwariat na targu w Dzierżoniowie zakupując sporo książek.
niedziela, 14 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rozumiem, że w tym wyjątkowym wypadku antykwariusz z napadu był niezwykle zadowolony ;) Reasumując stres się opłacił i ciasto i kanapa i książki... Ciekawej lektury życzę.
OdpowiedzUsuńMyslę, ze tak. Książki są głównie dla Antka, ale ja dla siebie upolowałam "Szklany klosz" Sylwii Plath
OdpowiedzUsuń