Dziwny to był plener, inny niż te na których byłam dotychczas. Była grupa artystów miejscowych oraz my, tzn. grupa zakwaterowana w internacie. W internacie owym nie mieliśmy do dyspozycji żadnej wspólnej sali, więc spotkania towarzyskie odbywały się po pokojach, w których każdy siedział zamknięty jak w celi klasztornej. Na skutek tego prowadziłam się dobrze, przeczytałam dwie książki, namalowałam tak jak się zobowiazaliśmy 4 obrazy. Niestety pogoda nie sprzyjała malowaniu w stadninie, więc tam tylko robiliśmy szkice, zdjęcia.
Jedzenie mieliśmy w barze "Pod sosną". Godziny posiłków były płynne, więc bywały dni, że z miejscowymi artystami nie widywaliśmy się cały dzień, szczególnie, iż oni jadali tam tylko obiady. Szkoda, bo przepływ energii był ograniczony. Jedzenie natomiast było tzw. "domowe", czyli mącznie i tłusto. Szkodzi mi taka kuchnia i odkłada się szybciutko w postaci kilogramów, więc mam co robić teraz.
Kozienice są fajne. Po stadninie widać, że jak większość stadnin ma kłopoty i lata świetności za sobą. Niestety taka polityka wobec stadnin państwowych, że prowadzi do ich degradacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.