sobota, 23 sierpnia 2014

Wakacyjne zaległości

Jakoś nie mogłam się zebrać to ostatniego wpisu opisującego nasz tygodniowy wyjazd. Ale w końcu przebrałam zdjęcia i już właśnie biorę się uzupłenienie.
Od Kseni wróciliśmy w niedzielę. Zrobiłam szybkie pranie i ruszyliśmy w poniedziałek zabierając ciuszki nie końca suche.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy sobie u rodziców w Łazorach. Akurat byli u Nich w odwiedzinach  wujostwo Jałowieccy. Przegadliśmy cały wieczór, a rano ruszyliśmy do Przemyśla. Jakoś znaleźliśmy nocleg. Oczywiście zadziwieni byliśmy faktem, że zlikwidowano camping, który kiedyś istniał, a młodzian zapytany o takowy, polecił nam wyjazd w Bieszczady.
Całe popołudnie i wieczór łaziliśmy po Przemyślu, który jest naprawdę uroczy. Uliczki, pagórki, schody, stare kamienice i klimat taki, no...austro-węgierski:))
Następny dzień od rana poświęclismy na muzea. Wybraliśmy się do Muzeum fajek i dzwonów, Muzeum Historii Miasta Przemyśla, oraz do Muzeum Narodowego. Było co ogladać, oj było. W Muzeum Historycznym jest dużo zrekonstruowanych wnętrz (min. atelier fotografa), i mnóstwo materiałów zdjęciowych. W Muzeum Narodowym warto zobaczyć zbiór judaików.
Z Przemyśla zrobilismy skok do Sanoka, zatrzymując się w Krasiczynie. Obiekt architektonicznie piękny. Nie polecam jednak kawiarni pałacowej, gdzie pani nie dość, że nie podała wody do espresso, to jeszcze strzeliła focha, gdy Krzysiek poprosił o wodę i...chciał za nią zapłacić.
Sanok...nocleg znaleźliśmy w jakichś starych domkach po PRL-owskich. Rozpakowaliśmy się i...poszliśmy oglądać miasto. Fatalne na mnie zrobiło wrażenie, że na płocie przykoscielnym, na rynku wisiały "antyaborcyjne" zdjęcia. No super! Ludzie jedzą lody i gapią się na abordowane płody. Mało nie puściłam pawia. A zdjęcia zadziałały na tyle mocno, że nie weszłam do kościoła z XIV w, ani do tego z XVIII w, bo przed nim też wisiały te zdjęcia. Ba...w podskokach opuściłam rynek, bo nie byłam w stanie ani zjeść tam obiadu, ani niczego się napić.
Rano wybraliśmy się do  Muzeum Historycznego. I to był dobry pomysł, bo mają tam dwie rzeczy: ogromny zbiór ikon i dużo prac Beksińskiego. ( Chociaż ja czułam niedosyt z powodu małej ilości zdjęć).
Po takiej dawce muzealnej wykonaliśmy skok do Skawy, gdzie u Boni i Jacka gościła babcia Tola. Rano poszliśmy na spacer . Wieczór spędziliśmy na nieróbstwie.
Następnego dnia pojechaliśmy do Łączkowic. Pogadaliśmy, napiliśmy się wina, powygłupialiśmy się i...w niedzielę wróciliśmy do domu.














foto.Antek Brade






foto.Antek Brade

foto.Antek Brade

foto.Antek Brade

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.