środa, 21 września 2011

Kirkut w Łodzi






Wyprawa okupiona została kleszczami, ale warto było.
To chyba koniec serii. Wiem, że kirkutów jeszcze jest trochę, ale nie interesuje mnie inwentaryzacja. Myślę, że pokazałam to co chciałam. Dogoniłam kilka duchów, poczułam tętno tych miejsc i podskórne życie. Mam nadzieję, że będzie to czytelne dla innych.

6 komentarzy:

  1. Wiem, ale dokumentację zostawiam innym;)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytelne jest! a przez te Twoje kleszcze mam dreszcze

    OdpowiedzUsuń
  3. znalazłam je dopiero po powrocie do Warszawy. Dobrze, że chustkę miałam na głowie, bo miałabym ich pełno we włosach.

    OdpowiedzUsuń
  4. mam nadzieje ze te duchy byly przyjaznie nastawione... :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.