Wyskoczyłyśmy wczoraj z Marlenką na wernisaż Arnolda Ananicza. Bardzo zacne prace pokazał. Niestety galeria jest przy bibliotece, więc panie prowadzące o 19 były mocno zniecierpliwione przedłużającym się od 17 wernisażem, a najbliższy lokal pozwalający na posiadówkę, był zamknięty więc wylądowaliśmy u mnie. I gadaliśmy, gadaliśmy. Byłoby najcudowniej na świecie gdyby nie koszmarna migrena Marleny i nie to, że zepsuł mi się komputer.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.