Pierwszy raz od dłuższego czasu zabrałam ze sobą na spacer aparat. Od dobrych kontuzji łokcia, której nabawiłam się w Wenecji w czasie zdjęć, nieustająco towarzyszył mi stres gdy brałam aparat do ręki. W końcu uszkodzenie ścięgien wyjęło mnie nie tylko z aktywnego fotografowania, ale także z rysowania i malowania.
Ale nie jest źle. Dwie godziny spaceru z aparatem i...ręka nie boli. Może to też kwestia, że robiłam zdjęcia tego co ostatnio najbardziej lubię fotografować, mianowicie pstrykałam krzaki i drzewa. Zero stresu i fochów w wykonaniu modeli. I zero ględzenia o RODO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.