Już wrzesień. Odrabiamy w WSA zajęcia z marca, kwietnia i maja. Alex i Asia
podzieliły się tygodniami, ja niestety musze byc codziennie, bo jak nie
konsultacje, to zaliczenia, a jak zaliczenia, to muszę być. Taka praca...
Wakacje
mieliśmy objazdowe. Odwiedziliśmy Kasię jadąc do Babci Toli. Posiedzieliśmy w Dzierżoniowie 3 dni i
gdy już uczulenie na kota dało mi się we znaki, to zawieźlismy Antka do Łodzi, a sami
skoczyliśmy do Łączkowic. U Agnieszki też było stado kotów, koteczków, cudownych i kochanych, ale biegały po podwórku,
więc było całkiem dobrze. Uczulenie mnie nie zabiło. Potem przechwyciliśmy Antka
i pojechaliśmy na Jarmark Jagielloński do Lublina. Pierwszy raz była w Lublinie
i byłam zachwycona. Jarmarkiem z resztą też. Bylismy na dwóch koncertach ( jesli
chodzi o warunki pandemiczne to zacnie zorganizowane, bo rezerwacja wejściówek,
krzesła w dystansie i...koncert na dziedzińcu zamku gdzie po prostu wieje, czyli
jest świetna cyrkulacja powietrza.) Koncerty świetne. W życiu nie podejrzewałam,
że tak bardzo spodoba mi się na żywo ludowa muzyka.
Jadąc drodze do Lublina odwiedziliśmy Puławy... W Łodzi znowu wpadliśmy do MS2, i tej wizyty mało nie przypłaciliśmy przeziębieniem. Na zewnątrz było 28 stopni, a w Muzeum klima ustawiona na 19. Koszmar. Ja rozumiem, że pracownicy chodzą w marynarkach i garsonkach, ale nie można ustawić 21 stopni? No i jak zwykle...fatalne oświetlenie. No jak można tak ustawiać światło, żeby widz oglądający obraz rzucał na niego cień? No jak można?! Widać można...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe i obraźliwe najprawdopodobniej zostaną skasowane.